wtorek, 29 marca 2011

Again and again and again and again I see your face in everything.

Wtorek, dwudziestego dziewiątego marca.
Koniec miesiąca się zbliża. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby po marcu nie przyszedł kwiecień. Tak, kwiecień. Najgorszy czas 'szkoły'. Wiecie co mam na myśli. Testy. Okropieństwo. Są coraz bliże a ja coraz bardziej zdaję sobie sprawę jak mało potrafię i jak bardzo boję się, że nie wyjdę stąd należycie. Że nie trafię tam, gdzie chcę. Że będę gdzieś gdzie nie chcę się znaleźć ale znajdę się jeżeli się nie przyłożę. Czas szybko leci, nim się nie obejrzę już pewnie będę szykowała strój na jutrzejsze testy. Nie chcę tego, tak bardzo. Ale nie mam wyjścia, muszę iść. Napisać, zdać. Jak najlepiej, tylko o to mi chodzi.
Chłodny wieczór upalnego dnia. Nawet nie wiem kiedy ten piękny dzień zamienił się w wietrzystą zimnicę.  Zaledwie parę chwil minęło nim zorientowałam się, że jadąc na rowerze mróz zaczyna szczypać mnie w dłonie i głaskać po wrażliwych policzkach. Przede mną jeszcze długo droga, a chłód daje się we znaki. W pół drogi się nie poddam, co miałabym zrobić? Zostać na środku pustkowia ponieważ mróz mnie przerasta? Nie mogłabym. Wolałam przyśpieszyć tępo i znaleźć się jak najszybciej w moim ciepłym, liliowo pachnącym pokoju. Już nie czuję tego co czułam przed kilkoma chwilami. Teraz jest ciepło, przyjemnie, dobrze.
Pierwsze moje kroku do domu były skierowane w stronę łazienki znajdującej się na przeciw mojego pokoju. Odkręcić kran, podłożyć ręce i poczuć to dziwne, szczypiące uczucie kiedy wkładasz lodowate dłonie pod parującą z ciepła wodę. Tego mi trzeba było. Na szczęście  stamtąd  mam zaledwie trzy kroki i znajduję się u siebie, w moim świecie. Następne trzy kroki po zatrzaśnięciu drzwi były w stronę mojego komputera. Usiadłam na łóżku, wzięłam słuchawki i tak oto jestem tutaj. Słuchając dźwięków moich ulubionych piosenek piszę tutaj.
Jest dwudziesta trzydzieści pięć. Dość późna pora. A ja przecież nie potrafię nic na jutrzejszy test z angielskiego. Gdyby nie to, nie ruszałabym się ni na krok z mojego ciepłego łóżka. Bo przecież nie ma lekcji, są rekolekcje. A ja, ja mam już weekend. Może nie do końca, trzeba odliczyć kościół, ale jednak - wolne.
Tylko jutro. Zaliczę ten angielski i już nigdzie się nie ruszam - nigdzie. Będę siedziała w domu i robiła to co kocham najbardziej, to, co daje mi satysfakcję i przyjemność.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz