czwartek, 31 marca 2011

Hurricane Venus

Czwartek trzydziestego pierwszego marca.
Ostatni dzień tego miesiąca. Ostatni. Następny za rok. Przez ten czas tyle się wydarzy. Nie mam nawet w głowie naparstka tego, co się stanie. Nie wiem.
Jutro. Pierwszy kwiecień. Prima aprilis. Dzień głupkowatego, bezustannego słuchania "Prima Aprilis" ludzi wkręcających swoich znajomych. Jak co roku, zawsze to samo. Nawet mi się nie chce wychodzić z domu. Na szczęście jutro tylko rekolekcje na 9:30 i o 10:30 wolność, weekend. Żadnego kościoła, szkoły. Wolność. Jeszcze tylko przeżyć godzinę szesnastą trzydzieści w fotelu gabinetu dentystycznego. Trzeba wytrwać, trzeba.
Nie byłam na rekolekcjach. Po co? Po co iść, skoro i tak nie sprawdzano obecności. To tak jakbym była, tylko nie marnowałam godziny z życia. Powłóczyłam się po mieście, a co. Lepsze to niż siedzenie w kościele i słuchanie monotonnej paplaniny księdza. Oczywiste.
Dzisiaj obowiązkowo rower. Jakoś słabo nam dziś szło. Ale wystarczyło, że zaczął kropić deszcz, ha, Od razu przyśpieszyłyśmy jadę haha. Jutro muszę jechać na 8, chociaż mam dopiero na 9:30. Szlag Bywa. Nie wyśpię się bynajmniej tak jak dziś. Mmm Dzisiaj to się wyspałam za wsze czasy. Ale jutro koniec, Bleh. W sobotę nadrobię, o tak, zdecydowanie. Miało być krótko bo nie mam zbyt czasu dzisiaj a znów się rozpędziłam, a niech to. Dobra, godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, czas kończyć. Wieczorna toaleta a później rutynowo leżenie w łóżku ze słuchawkami na uszach, godzinę, lub dwie. I sen. I jutro, pobudka. I znów to samo. Nothing New.







1 komentarz: